poniedziałek, 21 czerwca 2010

Podroz

Zyjemy! Niestety nie ma tu polskich znakow, a wstawianie symboli zajeloby nam polowe wakacji, dlatego prosze uzbrojcie sie w cierpliwosc czytaniaJ
Klawiaturka smiesznie wyglada, bo zawiera literki i europejskie I cyrylice.

A teraz troche o pordrozy.
Do Berlina dotarlismy bez zadnych problemow, mimo ze na trasie byly roboty drogowe zwiazane z rozbudowa obwodnic i autostrad. Przed samym wyjazdem zrobilismy wazenie wstepne wszystkich osob a teraz nie mam zadnych watpliwosci, ze w drodze powrotnej obciazymy swoimi cielskami marszrutke w znaczacym stopniu, bo tak czesto do stolu jeszcze nie bylam wolana!
Na lotnisku w Berlinie przeczekalismy sobie troszke wiecej czasu niz powinnismy, poniewaz lot do Wiednia byl spoznionyu o pol godziny. Jakis Niemiec widzac nasze zmartwienie wytlumaczyl nam lamanym angielskim, ze byl flash w Wiedniu, ale dopiero w samolocie dowiedzielismy sie co to ten flash:D Mial na mysliu burze, a pokazal nam na migi cos na ksztalt wybuchu, wiec dziwnie sie poczulismy:D
W koncu wyruszylismy doWiednia ale caly czas balismy sie co bedzie z naszym drugim lotem, bo wiedzielismy, ze mamy tylko godzinke miedzy lotami a pol juz stracilismy na samym czekaniu I nastepne 15 minut na odprawe.
Pod koniec lotu doprosilismy sie pania stewardese, zeby poinformowala kogos odpowiedzialnego za odprawy naszego lotu do Sochi, ze sie spoznimy. Przygotowalismy sie do wyskoku z samolotu zeby pognac do tajemniczej bramki D65. Tak jak niemiecka nacja jest znana z ordnung mus zein tak sie niemile rozczarowalismy.
W koncu dobiegamy do bramek a tam taki spend ludzi, ze nie przypominalo to w zadnym stopniu odprawy paszportowej. Dopchalismy sie do pani pomiedzy rozwrzeszczanymi Muzulmanami I prosimy, zeby nas przepuscili szybciej, bo jestesmy spoznieni na lot. Asidy nie sprawdzili wcale, my tez tylko machnelismy paszportem I biegniemy.
Dobieglismy do odprawy bagazu podrecznego a ja utknelam, bo doszukiali sie bomby (poloczenie gry prawo dzungli z kabelkiem od ladowarki i plynow z kosmetyczki). Nagle jakas pani z linii Austrian wola nas: Sochi! I zaczal sie wyscig z czasem do autobusiku.
Tam emocje juz opadly I weszlismy na poklad prawie pustego niewielkiego samolotu, w ktorym czekaly na nas czerwone poduszeczki I zielone kocyki. A w nagrode, ze tak sie musielismy denerwowac otrzymalismy takze cieplutki posilekJ Niebo w gebie (oprocz niedogotowanej cukinii).
Po glosnym locie tuz przy silnikach wsiedlismy do autobusu, ktory nas przewiozl doslownie 2 metry- tyle, co odwrocil sie autobus! Pekajac ze smiechu I nie mogac oddychac (pogoda jak w saunie czy palmiarni) doszlismy do kolejnej odprawy. A tak napisane: Prezenty I pieniadze pracownikom sluzby celnej- nie proponowac!
Ale Yulka podchodzi do faceta I pyta czy czekac na bagaze a on:
-Za odpowiednia oplata oraz adres zamieszkania nie trzeba bedzie czekac :D
Byla 3 rano tutejszego czasu ( 1 polskiego) I niewiedzielismy za bardzo co ze soba zrobic, bo o tej godzinie nie jezdza jeszcze marszrutki (busiki). W koncu jakis Ormian nas zaczepil. Dla przecietnych Europejczykow byloby nie do pomyslenia wsiasc do obcego auta, ale nie mielismy innego wyjscia a Yulka I Asida wygladaly jakby wszysko bylo ok. Asida I Lukasz wsiedli do mercedesa a my do starej, rozklekotanej lady- powiem wschodu:D BYlo genialnie- ograniczenia predkosci I pasy- nie istnieja. Pasy dla picu na 1szym siedzeniu, znaki drogowe- tez tylko do poczytania dla europejczykow:D
Zaplacilismy 1000 rubli za 2 taksowki, czyli 100 zl za wszystkich.
I tu sie zaczyna mrozaca krew w zylach historia a la Teksanska masakra pila mechaniczna.
Facet dowozi nas do jakiejs chaty w krzakach, wysadza nas a tam wita nas jakas babuszka z psami: Szkoda I Tlusty. My tu gadu gadu po rosyjsku a nagle z lozka na dworze podnosi sie jakis zaspany, pijany facet:D
Ale okazalo sie, ze nie przerobia nas na konserwy, ale jest to skrot graniczny, oszczedzajacy nasze nogi przed poltorakilometrowa droga do granicy. Kazdy sobie jakos dorabia I pani za przepustke przez swoj ogrod pobiera 10 rubli od osoby. Biedna kobieta sprzedala swoj sen w srodku nocy za lacznie 5 zlotych a my oszczedzilismy czas I energie:D
Kto mnie zna, wie jaka mam fobie na psy. A tutaj- gdzie sie nie spojrzy paletaja sie brzydkie, zaniedbane, zapchlone I ujadajace. Na samej granicy tez.

A jak wyglada granica? Smieje sie jak to pisze:D Kojarzy ktos waskie przejscia miedzy blaszanymi garazami albo rynek Bema w Poznaniu? Trudno to opisac a krecic filmu nie wypadalo, ale mniej wiecej tak to wyglada. Plus paletajace sie I szczekajace psy. Obecnosc kamer na granicy nie krepowala, lecz ciekawila-bo byl to dom dla jaskolek. Balam sie, ze nas wpuscily, ale nie wypuszcza.
Konrola po stronie rosyjskiej byla- jako tako. Doszlismy do Abchaskiej a tam zaspany Abchaz spytal czy jestesmy jedna brygada.
-Da
-Iditie
Zrobilo nam sie przykro, bo tyle serca wlozylismy w zredagowanie tego zaproszenia:D
Przeszlismy przez granice I zostalismy zaatakowani przez taksowkarzy I marszrutkarzy. Proponowali nam dojazd za rozne pieniadze, ale ostatecznie wsiedlismy do 16 osobowego busika (plus kierowca) I myslelismy, ze zaraz pojedziemy, dkoro jest nas juz 5 osob. To byl duzy blad.
Marszrutkarz zniknal w ogole a my zostalismy w busiku z kluczykami I niebieskimi diodami na drzwiach. Doslownie w 15 minut sie rozjasnilo I zobaczylkismy piekny widok, ktory zostal skomentowany:

-O ja pierdole
-Yula, to nie Ty pierdolisz, to te psy sie pierdola!
Dokladnie z czestotliwoscia co minute, wiec moglismy pozniej nimi odmierzac czas. Nie byloby to moze tak smieszne, gdyby to nie byly dwa samce, 1 duzy, drugi mikro.
Nigdy nie myslelismy, ze tak dlugo mozna patrzeb na kopuacje psow, jednak byla to jedyna rozrywka przez kolejne 2 godziny.
Sam marszrutkarz co kilkanascie minut, popuchany przez policjjanta, robil nam nadzieje, ze juz ruszamy, lekczylo to sie tylko przestawieniem busa w ionne miejsce.
I tak ciagle. Co chwile podchodzili jacys panowie I patrzyli a my juz nie wiedzielismy z kim jedziemy, bo kazdy ubrany byl w czarna koszulke a na twarzy malowalo sie zmeczenie, ktore europejczycy odczuwali jako schlanie. Ale ponoc kazdy tu tak wyglada…
Okolo godziny 6 przyjechal “autobus”- kilka roznych blaszek zbitych na ksztalt autobusu, jak w reklamie citroena. Biedaki, ktorzy nim jechali musza czekac, az caly bus sie zapelni. Dopiero wtedy rusza- a my przez 2 godziny mielismy problem, zeby zapelnic nasz malutki busik!
W koncu ok 6 rano na granicy pojawili sie ludzie! W naszym interesie bylo namawiac turystow, by wsiedli akurat do naszego busiku-zaczelismy sie pytac – Suchum? Suchum? Czy ktos do Suchuma?
Nasza agitacja poskutkowala-bylismy chodzaca reklama naszego Mistrza Marszrutki)). Marszrutka powoli zaczela sie zapelniac I wreszcie wyruszylismy.
Podroz miala trwac okolo 2 godzin, marszrutkarz jechal dosc szybko 70km/h, po kretych drogach miedzy gorami a nadbrzerzem. Co jakis czas musial niestety zwolnic, bo na drodze staly sobie krowy albo stado koni- normalka. Na asfalcie nie gryza muchy:D
Przesypialismy sniac o szybkim dotarciu do celu. Jednak co chwila busik sie zatrzymywal, zbierajac po drodzy kolejne I kolejne osoby-bo ludzie jezeli chca zawolac marszrutke- stoja przy drodzy I lekko machaja kierowcy. Kierowca za kazdym razem obracal sie do tylu by spojrzec – ile osob juz “nazbieral” I dzieki swojemu niezwyklemu doswiadczeniu potrafil nas pieknie “upakowac” do tego malego busiku. Tak wiec co chwile ludzi przebywalo, a miejsc w busiku niestety nie. My z Europy jestesmy jacys dziwni-30 osob w 16 osobowym busiku-to dla nas tlok I przesada. Jednak mijajac kolejne posterunki milicji (tzw Posty GAI) stwierdzilismy, ze to jest normalka, bo policjanci zdawali sie nie zauwazac tego nadmiaru osob.
Damian sie spytal-co robia Ci milicjanci? A Yulka na to – “Machaja paleczka I udaj, ze nie widza, ze w 16osobowym busiku jedzie 30 osob”. Asidka I Kasia musialy siedziec na kolanach swoich chlopakow, ale ogolnie dzieki braku tlenu mielismy mocniejszy sen I szybko dotarlismy do celu.
Byla godzina 8 rano, 6 czasu polskiego…

1 komentarz:

  1. No talent do pisania jest :) Wiec czekam na reszte opowiastek, i licze, ze bedziecie wiecej podrózowac, bo lubie takie opowiesci z podrozy:)
    Kasia P:)

    OdpowiedzUsuń